Nie samym słodkim człowiek żyje, nawet jeśli zbliżają się święta. W przedświąteczny piątek czekały na upieczenie dwa mazurki i klasyczny sernik z polewą czekoladową. Niestety - nie mogłam ich zjeść, bo były na zamówienie, z resztą i tak nie można (a może jednak?) jeść słodkiego od rana do wieczora. Zainspirowana spałaszowanym ostatnio daniem hotelowym postanowiłam poeksperymentować z warzywami. Kocham brokuły i sos słodko-kwaśny, znudził mi się za to standardowy sos pomidorowy albo czosnkowy, absolutnie nie miałam też ochoty na mięso. Miało być szybko, niezbyt ciężko, a przede wszystkim chciałam przywołać wiosnę, gdy za oknem szalała przedświąteczna śnieżyca.
W efekcie mamy za oknem aurę raczej bożonarodzeniową, a w kuchni lato. Pozostaje mi życzyć wesołej choinki i nieśmierdzącego bukszpanu :-)
Spaghetti z chrupiącymi warzywami w sosie słodko-kwaśnym (porcja dla pary)
Pół opakowania makaronu
1 główka brokułów
1 marchewka
3 podłużne pomidory
2 ząbki czosnku
1 biała cebula
2-3 łyżki sosu sojowego
kilka łyżek sosu słodko-kwaśnego
Wykonanie:
Makaron ugotować w osolonej wodzie zgodnie z przepisem z opakowania.
Na patelni podgrzać odrobinę oleju. Na to wrzucić rozgnieciony i posiekany czosnek i cebulę pokrojoną w wiórki. Dorzucić pokrojone niezbyt drobno różyczki brokułów i marchewkę pociętą w cienkie paski. Na koniec dodać pokrojone pomidory (dobrze jest je wcześniej sparzyć i obrać ze skórki). Dorzucić pomidory. Podlać sosem sojowym, dodać pieprz. Na koniec dolać kilka łyżek sosu słodko-kwaśnego (w zależności od upodobań).
Makaron po ugotowaniu odcedzić, przelać zimną wodą, wrzucić na patelnię i podsmażać kilka minut. Warzywa powinny być chrupiące, a makaron powinien przejść smakiem sosu.
W kuchni u Joanny
sobota, 30 marca 2013
niedziela, 6 stycznia 2013
Zimowe ciasto ucierane ze śliwkami
Wielkimi krokami zbliżała się impreza przedświąteczna mojej uczelnianej grupy. Chociaż odbywała się w sobotę, a w sobotę chciałam już być w domu w Krakowie to nie mogłam nie przyjść, bo wszyscy liczyli na coś słodkiego ode mnie. Więc pomimo kataru i pokasływania powlekłam nogi do kuchni wydumawszy, że jedyne ciasto jakie mogę zrobić bez konieczności wychodzenia do sklepu jest ciasto ucierane, zwłaszcza że w zamrażarce ciągle mam zapas śliwek od Dziadka. Ciasto jest wyjątkowo przyjemne w przygotowywaniu: wystarczy mikser i kilka ruchów dłońmi. Podczas przygotowywania kruszonki trzeba zmusić dłonie do roboty nieco bardziej, ale to w sumie relaksujące - osobisty aerobik moich palców to regularne pieczenie ;-). Po kilkunastu minutach ciasto trafiło do piekarnika, a chwilę później po kuchni zaczął się rozchodzić przepiękny aromat śliwek. Jeżeli chcecie czegoś słodkiego, ale bez spędzania całego dnia w kuchni - ciasto ucierane to dobry wybór. Bo czy ktoś powiedział, że można je jeść tylko latem z rabarbarem i truskawkami?
Ciasto ucierane ze śliwkami
Kruszonka:
80g miękkiego masła
1/2 szklanki cukru
3/4 szklanki mąki pszennej
Składniki wrzucić do miseczki i wymieszać palcami do powstania kruszonki. Na czas przygotowywania wstawić do lodówki.
Ciasto:
170g masła
1 szklanka cukru
pół łyżeczki soli
1,5 szklanki mąki
3/4 łyżeczki proszku do pieczenia
ok. 300g śliwek przekrojonych na pół
garść żurawiny świeżej (opcjonalnie)
Przygotowanie:
Jajka i masło trzeba wyjąć z lodówki trochę wcześniej, żeby miały temperaturę pokojową.
Śliwki pomieszać w misce z 1/4 szklanki mąki i odłożyć.
Mąkę wymieszać z proszkiem do pieczenia i solą i odłożyć.
W misce utrzeć masło na puszystą masę. Ucierając stopniowo dodawać cukier, a potem po kolei jajka, po każdym porządnie rozmiksowując masę.
Do masy maślanej dodać mąkę i wymieszać.
Formę do pieczenia (kwadratowa o boku ok. 20cm) wysmarować masłem i wyłożyć papierem do pieczenia. Na dno przelać masę, a na górze ułożyć śliwki i posypać żurawiną. Wszystko przykryć kruszonką.
Piec w 180 st. C. przez około 60 minut - do suchego patyczka.
czwartek, 3 stycznia 2013
Rolada bakaliowa
Upieczona pierwszy raz trzy lata temu. Od tamtej pory pieczona każdego roku na Święta.
Przyciągnęła oczy i pobudziła wszystkie zmysły, gdy tylko ją zobaczyłam na blogu Kwestia Smaku. Wygląda zjawiskowo - te kolory, te różnice między kolejnymi owocami, łatwość wykonania i w końcu te bakaaaalie! Trzeba je "tylko" posiekać i zmieszać z ciastem, które nie jest ciastem, ale raczej spoiwem łączącym tylko bakalie nie przytłaczając ich smaku. Ale siekanie bakalii może być uspokajające i wyciszające, zwłaszcza gdy jest połączone z nadrabianiem "zaległych" rozmów i szeroko pojętego odstresowania. Chociaż orzeszki laskowe uciekają spod noża i trzeba je gonić po kuchni, a włoskie dostają niezły łomot tłuczkiem. Siekanie orzechów pozwala uciec od "umyj podłogę", "idź do sklepu", "zrób ...". Nie istnieje nic poza światem kuchni. Te Święta były szczególne, bo przyjechałam do domu nieco wcześniej, na nowo zainstalowałam się w kuchni, która jest coraz bardziej mojej mamy, bo ta moja, zorganizowana po mojemu jest w Warszawie.
Zawsze kupuję nieco więcej bakalii, bo nie da się uniknąć podjadania. Morele, wiśnie, orzechy, rodzynki - wszystkie w jednym miejscu, na wyciągnięcie ręki. Ale gdy już uda się je połączyć spoiwem i wsadzić do piekarnika, trzeba uzbroić się w cierpliwość. Rolada piecze się dość długo, a najlepiej smakuje jak już ostygnie. Nie zdarza jej się przetrwać dłużej niż jedno popołudnie. Może dlatego, że w okresie świątecznym w brzuchach mieści nam się więcej?
Rolada Bakaliowa
Orzechy i bakalie:
200g przepołowionych orzechów laskowych
100g posiekanych orzechów włoskich
50g grubo pokrojonych migdałów
200g rodzynek
200g pokrojonych moreli
140g wiśni (suszonych albo z kompotu - nadają trochę wilgoci i dobrze się komponują)
Ciasto:
100g mąki
1/2 łyżeczki proszku do pieczenia
2 łyżeczki przyprawy do piernika
175g brązowego cukru
3 jajka
1 łyżeczka ekstraktu z wanilii
Najpierw rozsiadam się z bakaliami i orzechami. Potem przygotowuję spoiwo (wystarczy wszystko zmiksować) i łączę je z owocami. Na początku może się wydawać, że ciasta jest za mało, a bakalie się nie połączą, ale nic bardziej mylnego, wystarczy wytrwale mieszać.
Keksówkę wykładam papierem do pieczenia, przelewem do niej masę. Piekę 90-100 minut w temperaturze 150 st. C.
Po upieczeniu wystudzić, można posypać cukrem pudrem, ale osobiście nie praktykuję takiego rozwiązania - bez niego jest wystarczająco słodko.
J.
poniedziałek, 24 grudnia 2012
Co to znaczy "Święta"?
Nie będzie to post o tradycjach ani nawet post z przepisami. To post pod tytułem "dlaczego każdego roku czekam na Święta z taką niecierpliwością". Przez te kilka dni spotykam całą rodzinę, bez względu na ochotę na spotkania. Pochłaniam też nieprzyzwoicie duże ilości jedzenia, które mieści się nie wiadomo gdzie, a jednak się mieści i na dodatek sięgam po jeszcze, bo nie wiedziałam, że w kuchni czeka jeszcze pyszne babcine ciasto. I przy okazji mogę wysłuchać rodzinnych historii - ale co to za historie! Jak wujek z kolegami przestawili komuś malucha, jak niewdzięczne zadanie skubania kury przypadało chrzestnej, bo mama zdążyła schować się na drzewie, jak wujkowie robili podchody do ciotek i jak w końcu mój Dziadzio zdobywał dla mnie gerbery. Siedzimy przy stole, nakładamy na talerze kolejne porcje ciasta i siedzimy, i rozmawiamy. Bo wreszcie każdy ma czas i nie może się "wywinąć" jego brakiem.
Dlatego każdego roku nie mogę doczekać się ich zapachu i kuchni nagrzanej od piekarnika. Od kilku lat spędzam w kuchni kilka godzin: ucieram cukier z masłem na puszystą masę, dodaję do tego miód, a potem wyciągnięte wcześniej z lodówki jajka (muszą mieć temperaturę pokojową), cierpliwie kroję wszystkie bakalie, przechwycam kolejne miseczki z mąką i koniecznie proszkiem do pieczenia. A potem odmierzam ser, dodaję cukier, jajka i przyprawy. Masa powoli zamienia się w jedwabistą strukturę, którą już niedługo wyleję na przygotowany wcześniej piernikowy spód.
Wyspecjalizowałam się w przygotowywaniu dwóch wypieków, które stają się powoli rodzinną legendą. Autentyczną radość sprawia mi spotkanie rodziny razem i to, że jedzenie przygotowanych przeze mnie wypieków to dla nich przyjemność, czasami nawet wyczekiwana. Potrafię wzruszyć się widząc, że ktoś nie może się powstrzymać przed kolejnym kawałkiem, a w jego oczach pojawia się błysk szczęścia.
I tego chcę Wam życzyć na Święta - żebyście każdego dnia szukali tego, co wywołuje błysk w Waszym oku, a czasem nawet doprowadza do łez - oczywiście tych ze szczęścia.
J.
wtorek, 18 grudnia 2012
Ciasto ucierane i cynamonowa skorupka
Po wizycie u Dziadka i Babci na wsi w kuchni stoi koszyk wypełniony jabłkami. Kiedyś trzeba je zużyć. Perspektywa gości w domu była wystarczającym powodem, choć pewnie nawet gdybyśmy byli sami w domu ciasto zniknęłoby równie szybko.
Jest ekstremalnie proste w wykonaniu i ekstremalnie pyszne w smaku. Zwykłe, ucierane, z jabłkami i cynamonem. Jest więc zimowo, ale niezbyt ciężko. Przepis trafił na mnie podczas przeglądania bloga White Plate. Nie mogłam nie spróbować, ale pozbyłam się z niego orzechów włoskich, za którymi nie przepadam.
Nie obyło się oczywiście bez drobnych komplikacji. Tuż przed wsadzeniem go do piekarnika, po ułożeniu jabłek w idealny wzorek przypomniałam sobie, że nie dodałam proszku do pieczenia. Przed oczami zrobiło mi się czarno. Przecież nie wyrośnie! Cóż było robić, konstrukcja została zniszczona, proszek dodany i wymieszany, przez co jabłka fruwały po placku tu i tam. Potem nie mogłam znaleźć cynamonu i już prawie przekonałam Wojtka, żeby poszedł do sklepu, ale potem przypomniałam sobie, że przecież robiłam ryż z cynamonem, więc musi być gdzieś w domu. Leżał zaraz obok blaszki. W końcu udało się wsadzić ciasto do piekarnika. Już po kilku minutach aromat cynamonu rozchodzący się po domu wynagrodził wszystkie stresy. Kolejną nagrodą były uśmiechnięte twarze jedzących ciacho. To największa przyjemność widzieć, że chwile spędzone w kuchni zamieniają się w autentyczną przyjemność jedzenia. Mogłabym nie wychodzić z kuchni dzięki tym uśmiechom i dobrym słowom.
Ciasto z jabłkami i cynamonową skorupką
Składniki:
4 duże jabłka, obrane, wypestkowane i pokrojone w cienkie plasterki
120g masła
150g cukru (plus 2 łyżki wymieszane z 3 łyżeczkami cynamonu do posypania)
4 jajka
120ml mleka
220g mąki
1,5 łyżeczki proszku do pieczenia.
Wykonanie:
Piekarnik nagrzewam do 150 stopni.
Tortownicę o średnicy 23cm smaruję masłem i wykładam papierem do pieczenia - inaczej ciasto przywrze, bo jest wyjątkowo wilgotne.
Rozpuszczam masło na małym ogniu.
Jajka ubijam z cukrem na puszystą masę, powoli dolewam mleko i masło.
Do masy dodaję mąkę wymieszaną z proszkiem do pieczenia (jak już wspomniałam wyżej można to zrobić na końcu, choć niestety to rozwiązanie niszczy kompozycję stworzoną z jabłek)
Masę wlać do formy, ułożyć jabłka, posypać cynamonem wymieszanym z cukrem.
Piec 45-60 minut (do suchego patyczka)
Nie wyciągać z foremki dopóki całkiem nie ostygnie!
niedziela, 16 grudnia 2012
Niedzielne mini-pancakes i... Kraków
Mini-pancakes
Przepis znaleziony u Asi na Kwestii Smaku.
Składniki:
125g mąki
1 jajko
200 ml mleka
2 łyżki oleju
1 łyżeczka esencji waniliowej
1 płaska łyżeczka proszku do pieczenia
szczypta soli
Przygotowanie:
Jajko ubić na puszysty krem, dodać mąkę, mleko, olej, esencję waniliową, proszek do pieczenia i ubić do gładkiej konsystencji.
Na patelnię wrzucić plasterek masła, rozgrzać. Ciasto nakładać łyżką albo małą chochelką - ja smażyłam placuszki o średnicy 6-8 cm. Placuszki trzeba odwrócić gdy na jego powierzchni pojawią się bąbelki. Smażymy na złoty kolor.
Rekomendowane dodatki: miód, powidła, konfitury (wiśniowe, truskawkowe).
czwartek, 13 grudnia 2012
Ryż, cebula, rodzynki i cynamon - zimowo
I jednocześnie bezmięsnie. Po kilku tygodniach powrotu do mięsa obydwoje poczuliśmy, że dość tego. Że wcale nie czujemy się lepiej jedząc mięso, że jesteśmy ociężali, że wcale nie mamy więcej energii i tęsknimy za innym jedzeniem. Więc dziś w pracy szukałam przepisu na coś rozgrzewającego, bezmięsnego i prostego, bo lista pod napisem "do zrobienia" robi się coraz dłuższa i nie mam czasu na spędzenie całego dnia w kuchni. Poza tym nie chce mi się spędzać całego dnia w kuchni. Za kilka dni - owszem, spędzę długie godziny w kuchni przygotowując sernik, roladę bakaliową i inne pyszności, ale na razie chcę szybko, smacznie i rozgrzewająco. W oczy wpadł mi przepis Jadłonomii. Wszystkie produkty miałam w domu, wystarczyło skoczyć do Hali Mirowskiej po rodzynki, bo po przygodzie z migdałami, w których zalęgły się gąsieniczki jakoś unikam trzymania takich rzeczy w domu. Chyba że dorobimy się w końcu specjalnych pojemniczków, ale to melodia przyszłości. Przepis odrobinę zmodyfikowałam, bo w domu znalazłam tylko dwie czerwone cebule. Dodałam białej, prosto od Dziadka ze wsi. I dodałam więcej rodzynek, bo obydwoje je uwielbiamy.
Ryż smażony z cebulą i rodzynkami
Składniki:
2 torebki ryżu naturalnego
2 małe czerwone cebule
1 biała cebula
1/2 szklanki rodzynek
biała część pora
1/2 łyżeczki cynamonu
1/3 łyżeczki gałki muszkatałowej
1/3 łyżeczki pieprzu ziołowego
oliwa
sól
Przygotowanie:
Ryż ugotować w osolonej wodzie zgodnie z instrukcją na opakowaniu. W międzyczasie pokroić cebulę w kostkę, a por w półtalarki.
Kilka minut przed końcem gotowania ryżu na patelni rozgrzać kilka łyżek oleju, wsypać cebulę, zeszklić, dodać por, rodzynki i przyprawy. Smażyć na małym ogniu dopóki wszystkie warzywa nie staną się szkliste. Mieszać, aby coś nie usmażyło się za bardzo (zwłaszcza cebula, która stanie się gorzka).
Ugotowany ryż odcedzić i wsypać na patelnię. Smażyć przez kolejne kilka minut.
Smacznego!
Subskrybuj:
Posty (Atom)