niedziela, 20 lutego 2011

Marchewkowe muffiny



Dzisiejszy poranek był ciężki. Kotka o 6 rano znów miała problemy z łapkami więc nie mogłyśmy już zasnąć. Zestresowane, próbowałyśmy leżeć, oglądać smerfy, ale się skończyły. W końcu dopadł nas głód, udałyśmy się do kuchni na omleta Kaiserschmarrn. Omlet się spalił bo zbyt długo robiłam zaczyn (chciałam zrobić bułeczki cynamonowe). Niestety, zaczyn też się nie udał bo drożdże były stare. Byłam już bliska rozpaczy, ale nie poddałam się. Wymyśliłam: upiekę ciasto marchewkowe w foremkach na muffiny! Przygotowałam wszystko, zaczęłam szukać marchewki... i oczywiście nie mogłam znaleźć. Nie wspomnę, że mamusia spała (jak każdy normalny człowiek w niedzielę tuż po 8 rano?;) ). W końcu marchewkę znalazłam, ciasto zrobiłam (mamusia w tym czasie się wynurzyła i uznała nas za wariatki). Upiekłam, wyciągnęłam z piekarnika, spróbowałam i... dobrze, że się nie poddałam :) muffiny są pyszne. Wilgotne, marchewkowe, marchewkowo słodkie... Koją skołatane nerwy i czynią dzień bardziej znośnym.
Polecam!

Muffiny marchewkowe

Składniki:
225g mąki
1 łyżeczka proszku do pieczenia
1 łyżeczka sody oczyszczonej
2 łyżeczki mielonego imbiru
1/2 łyżeczki soli
120g cukru
225g startej marchewki

2 średnie jajka, roztrzepane
3 łyżki oleju
sok z 1 średniej pomarańczy

Wykonanie:
Nagrzewam piekarnik do 180stopni.

W dużej misce mieszam wszystkie suche składniki i marchewkę. W środku robię zagłębienie.

Jajka ubijam z olejem i sokiem pomarańczowym, wlewam w zagłębienie i dokładnie mieszam.

Wypełniam foremki do 2/3 wysokości, piekę około 35 minut, do suchego patyczka.

Spokojnie można jeść na ciepło, choć po ostygnięciu są równie pyszne :)

Miłej niedzieli!


sobota, 12 lutego 2011

Różowe muffinki


Mufiinki czekały na opublikowanie cały tydzień. Przygotowałam je z okazji wybrania się na wieś. M. leżał po operacji kolana, na mnie zatem spadł obowiązek dbania o niego pomimo tego, że sama byłam w trakcie kuracji antybiotykowej. Ale ponieważ pozbyłam się wstrętnej, dręczącej mnie gorączki, mogłam przystąpić do pieczenia. Najpierw chodziłam i marudziłam, że chcę drożdżówki. Niestety - drożdże wyszły. Zwróciłam się zatem w stronę muffinek, które tak naprawdę uwielbiam, ale ostatnio faworyzowałam - i nadal to robię - drożdżówki. 
Muffiny były z nadzieniem, które nadało im lekko różowy kolor. Zdjęcia niestety go nie oddają, ale naprawdę były różowe niczym miss Piggy. Na szczęście nie smakowały jak ona ;)

Moi Drodzy, przepis na dziś: Muffiny z malinami i posypką migdałową.

Składniki:

suche:
250g mąki
2 łyżeczki proszku do pieczenia
100g drobnego cukru
50g brązowego cukru

mokre:
140ml jogurtu
125ml oleju roślinnego
1 łyżka miodu
2 jajka

maliny - ja zużyłam małe pudełeczko, które znalazłam w czeluściach zamrażarki - nie wiem ile ich dokładnie było.

Przygotowanie:
Nagrzewam piekarnik do 200 stopni, przygotowuję 12 silikonowych foremek na muffiny.

W dużej misce mieszam wszystkie suche składniki, w małej wszystkie mokre. Następnie przelewam mokre składniki do miski z suchymi składnikami i mieszam - tylko do połączenia, bez jakiejś wielkiej atencji. Na koniec dodaję muffiny.

Wypełniam silikonowe foremki ciastem - czasem wyjdzie więcej, czasem mniej. Każdą z muffinek posypuję brązowym cukrem oraz płatkami migdałów.
Piekę 20 minut.

Są pyszne zarówno na ciepło jak i po ostygnięciu :)



sobota, 5 lutego 2011

Krówki!


Krówki robiłam już po raz kolejny - jako prezent urodzinowy - za każdym razem z innym "środkiem". Były już pistacje i morele, w tym roku padło na żurawinę. Przepis jest na tyle nieskomplikowany, że udało mi się je zrobić nawet z lekką gorączką ;).
Nie smakują jak zwykłe krówki - przede wszystkim są czekoladowe. Oryginalny przepis jest z pistacjami. Ale ponieważ jestem miłośniczką żurawiny (i nie tylko ja) - postanowiłam zamienić pistacje na żurawinę.
Pełen sukces - nie ma innej możliwości.
Przepis pochodzi z książki Nigella Ekspresowo.

Czekoladowe krówki z żurawiną

Składniki:
350g gorzkiej czekolady (ja użyłam 90%)
1 puszka masy krówkowej
30g masła
szczypta soli
150g żurawiny

Wykonanie:

Do rondla o grubym dnie przekładam masę krówkową. W kąpieli wodnej rozpuszczam czekoladę (żeby było szybciej czekoladę dzielę na jak najmniejsze kawałki). Dodaję masło i sól. Podgrzewam, mieszając, aż składniki się połączą.

Dodaję żurawinę do masy w rondlu, mieszam.

Przelewam masę do płaskiej foremki kwadratowej o boku 23cm (w przepisie jest mowa o jednorazowej - niestety takowej nie posiadam więc po prostu wyłożyłam foremkę folią spożywczą przezroczystą aby krówki łatwiej wyłaziły :) )

Odstawiam masę do ostygnięca, później do lodówki aż do zestalenia. Wtedy można ją pokroić na niewielkie kawałki. Podzielone kawałki chowam do zamrażarki o ile jest jeszcze co chować.

Mniam!




piątek, 4 lutego 2011

Hand made tortilla


Tortilla chodziła za mną już od jakiegoś czasu - niczym mały głód ;) raz było już blisko ale okazało się, że ciasto musi leżeć przez godzinę, a ja byłam na to zbyt głodna... W końcu się zmotywowałam, wzięłam się za przygotowania odpowiednio wcześnie i mogę ogłosić sukces - przynajmniej połowiczny. Nie były to może najzgrabniejsze tortille jakie jadłam, ale różnica w smaku pomiędzy kupną a robioną w domu jest nie do przecenienia. Zrobienie tortilli nie jest takie trudne. Posłużyłam się przepisem, który znalazłam na Kwestii Smaku - niekończącym się źródle moich kuchennych inspiracji. Nie użyłam jednak smalcu lecz masła. I tortilli wyszło mniej - o połowę - nie wiem dlaczego. Na pewno nie był to ostatni raz, gdy sama przygotowywałam meksykańskie placki :)


Składniki (mnie wyszły 4 tortille - może Wam wyjdzie więcej ;)):
1 szklanka mąki pszennej
1/2 łyżeczki soli
1 i 1/2 łyżki bardzo miękkiego masła
1/3 szklanki gorącej wody

Wykonanie:
Do mąki dodaję sól, masło i wodę i zagniatam do momentu uzyskania miękkiego i gładkiego ciasta. Następnie przykrywam ciasto folią i odstawiam na godzinę.
Po godzinie dzielę ciasto na równe części (w moim przypadku na 4), formuję kulki i odkładam na kolejne 10 minut.
Po tym czasie rozwałkowuję na baaaardzo cienkie placki każdą z kulek.

Na rozgrzanej patelni (suchej, bez użycia jakiegokolwiek tłuszczu) smażymy placki: 30 sekund z jednej strony - do momentu, gdy pojawią się pęcherze powietrza i brązowe plamki, 30 sekund z drugiej strony -  do uzyskania tego samego efektu z drugiej strony i na koniec jeszcze chwilę na stronie "początkowej".

Po usmażeniu dobrze zawinąć tortille w lekko wilgotną ściereczkę aby za bardzo nie wyschły. Mnie niestety nie udało się tego uniknąć, co uniemożliwiło mi zrobienie przepięknych zdjęć ale ćwiczenie czyni mistrza ;) - może następnym razem.

Nadzienie do tortilli - co tylko Wam się nawinie... :)

smacznego!