niedziela, 27 listopada 2011

Słodko, bardziej słodko, tarta gruszkowa


Zauważyłam ją w Karmie - jednej z moich ulubionych kawiarni, gdzie mogłabym spędzić dowolną ilość godzin - i od razu jej zapragnęłam. Kupno wydało się zbyt proste - chciałam sama zmierzyć się z przepisem. Wymagało to poszperania w sieci, odwiedzenia kilku francuskich blogów (absolutnie najlepsza inspiracja w kwestii tart) i zgromadzenia składników, których nie ma zbyt wiele.
Tarta jest absolutnie czekoladowa, gruszkowa, słodka i na zupełnie kruchym cieście. Może nawet nieco zbyt kruchym ;-). Idealne comfort food na jesienne wieczory i popołudnia.

Od razu ostrzegam: nie jest dietetyczna. Ani trochę. Z tą ilością czekolady i śmietany jest daaaaaaleko od jakiegokolwiek dietetycznego jedzenia jak tylko się da. Ale w dni, kiedy robi się ciemno już o 16:30 jakoś mi to nie przeszkadza.

Możemy sięgnąć po gruszki w syropie albo zrobić je po swojemu, przy czym zdecydowanie rekomenduję opcję numer dwa, bo aromat, jaki rozchodzi się wtedy po domu jest absolutnie nieziemski.


Tarta z gruszkami i czekoladą

Składniki
Ciasto:
250g mąki
125g masła
100g cukru
2 żółtka
2 łyżki mleka

Syrop:
3 gruszki
750ml wody
200g cukru
przyprawy: cynamon, goździki, kardamon, imbir
pieprz czarny ziarnisty

Masa czekoladowa:
250g czekolady
200ml śmietany
25g masła

Przepis:

Syrop:
Do gotującej się wody wrzucam przyprawy, dodaję gruszki pokrojone na ćwiartki, gotuję 10 minut na małym ogniu.

Ciasto:
Zagniatam szybko mąkę i cukier z masłem, dodaję żółtka i 2 łyżki mleka, żeby ciasto łatwiej się wyrabiało. Ugniatam do osiągnięcia ciasta o jednolitej konsystencji, zawijam w folię, odkładam na godzinę do lodówki.

Masa czekoladowa:
Rozpuszczam czekoladę z dwiema łyżkami śmietany w kąpieli wodnej. Podgrzewam śmietanę, dodaję do czekolady i mieszam aż do uzyskania jednolitej masy. Dodaję masło i mieszam.



Ciasto wyciągam z lodówki około 15 minut przed wałkowaniem. Dobrze jest je wałkować pomiędzy kawałkami folii spożywczej, ale nie jest to konieczność. Następnie wykładam ciastem formę wysmarowaną masłem, nakłuwam widelcem i piekę 20 minut w temperaturze 180stopni z termoobiegiem.

Układam gruszki w upieczonym cieście (można je obtoczyć w migdałach, ale ja z tego zrezygnowałam). Zalewam gruszki masą czekoladową i wsadzam ciasto na około 2godziny do lodówki.

Zdania są podzielone co do właściwej konsystencji czekolady - niektórzy preferują czekoladę ciągnącą się, inni wolą jak już "ostygnie". Nie zmienia to faktu, że jest to baaaardzo czekoladowy deser, prawie tak czekoladowy jak brownie ;)

 



niedziela, 20 listopada 2011

Śniadanie po amerykańsku - pancakes



Obudziłam się dzisiaj rano z wielką ochotą na dobre śniadanie. Właśnie kończy się mój pierwszy prawdziwie wolny weekend od wielu tygodni. Nie było uczelni, nie było nie wiadomo ile pracy. No może gdybym się uparła to znalazłabym mnóstwo rzeczy do zrobienia, ale nie chciałam tego sobie robić. Podczas podziwiania słonecznej pogody za oknem przypomniał mi się niedawny pobyt w USA. Wiedziona tym skojarzeniem zdecydowałam się na pancakes, których nie zjadłam ani razu będąc tam. Nie miałam jednak ochoty na pancakes z proszku. Chciałam czegoś, co można zamiąchać, dodać więcej/mniej cukru (w moim przypadku więcej), spróbować w trakcie i smażyć napawając się porankiem, który rozpoczął się o 10. Późne śniadanie, miła muzyka w tle, niespieszne czytanie newsów ze świata a obok kubek gorącego spienionego mleka z miodem - to dla mnie niedziela w pełni :-)

Przepis znalazłam u Asi na Kwestii Smaku (o tutaj) i jak zwykle co nieco pozmieniałam. Nie chciało mi się iść do sklepu po normalną maślankę więc użyłam truskawkowej. Zdecydowanie nie zaszkodziło to pancakesom ;-)

Pancakes w wersji amerykańskiej (mnie wyszło 10 sztuk)

Składniki:
1 i 1/4 szklanki mąki
1 jajko
1 i 1/4 szklanki maślanki
1/4 szklanki cukru (można spokojnie dać mniej)
1 czubata łyżeczka proszku do pieczenia
1 łyżeczka sody oczyszczonej
1/4 szklanki oleju
szczypta soli

Przepis:
Wszystkie składniki mieszam w misce. Można to zrobić w blenderze, ja dzisiaj z przyjemnością sama wszystko mieszałam.

Rozgrzewam małą patelnię i na średnim ogniu smażę każdego pancake'a z dwóch stron. Na drugą stronę przewracam w momencie, gdy na powierzchni tworzą się bąbelki.

Można jeść z masłem, cukrem, syropem klonowym, konfiturą lub same - zawsze są tak samo pyszne.



czwartek, 23 czerwca 2011

Ciasto drożdżowe z owocami



Przepis został wykorzystany dawno temu. Ale jak to zwykle bywa, ciągle coś mi przeszkadzało w jego wrzuceniu na bloga. Pierwsza wersja ciasta - z brzoskwiniami i truskawkami była baaardzo grubiutka. Druga wersja - z rabarbarem i truskawkami - była nieco mniej grubiutka, pewnie dlatego, że wykorzystałam sporo większą blachę. Każda wersja jest pyszna i znika w tempie przyspieszonym. Mnie się to ciasto kojarzy z sobotnim porankiem spędzonym nad niemieckim i w wielkim kubasem kawy z mlekiem obok notatek :) Takie soboty lubię. I nie przeszkadza mi, że muszę wstać o 8:30 - przynajmniej sobota jest dłuższa.


Ciasto drożdżowe z owocami
Składniki:


Zaczyn:
20g świeżych drożdży (lub 1 łyżeczka suchych instant)
¼ szklanki letniego mleka
¼ łyżeczki cukru

Ciasto:
¾ szklanki ciepłego mleka
½ szklanki cukru
1 łyżeczka ekstraktu z wanilii
szczypta soli
50g rozpuszczonego masła
2 jajka
3 i ¼ szklanki mąki
1 jajko + 1 łyżka śmietany (ja dałam jogurt)
600-700g owoców (rabarbar/brzoskwinie/borówki – co się nawinie)
¾ szklanki truskawek

Kruszonka:
50 g mąki
30g cukru
30g roztopionego masła
¼ łyżeczki cynamonu

Przepis:
Zaczynam od zaczynu: mleko lekko podgrzewam, dodaję drożdże, cukier i mieszam do rozpusczenia drożdży – zostawiam do lekkiego zabulgotania.

Do dużej miski wsypuję mąkę, a następnie cukier. Teraz kolej na zaczyn. Po dokładnym wymieszaniu dodaję jajka, mleko, a następnie masło. Ugniatam do uzyskania elastycznego ciasta odchodzącego od rąk, odstawiam do momentu podwojenia przez ciasto objętości.

W tym czasie zajmuję się kruszonką: wystarczy po prostu wymieszać ze sobą wszystkie składniki.

Blachę (im większa tym cieńsze wyjdzie ciasto, ja użyłam 20x30 cm) smaruję masłem, niezbyt obficie. Po wyrośnięciu przekładam ciasto do blachy. Smaruję ciasto jajkiem wymieszanym ze śmietaną, na to wysypuję owoce, posypuję kruszonką, a następnie pozwalam mu jeszcze się napuszyć przez czas, gdy nagrzewa się piekarnik.

Ciasto piekę około 40 minut w temperaturze 180 stopni. 



sobota, 11 czerwca 2011

ananasowo i do góry nogami



I znowu natłok zajęć odciągnął mnie od bloga. Pisaniowe zapędy realizowałam gdzie indziej (z coraz większymi sukcesami :))) ), więc na kucharzenie brakło czasu. W momentach, gdy wydaje mi się, że będę miała teraz luz, zawsze pojawia się coś innego. I tak od terminu do terminu. Ale lubię to - daje poczucie, że coś się dzieje, że nie marnuję czasu. No bo po co bezproduktywnie siedzieć i robić nic? ;)
A w chwilach, gdy jednak nachodzi ochota na wielkie nic, ananasowe ciasto do góry nogami sprawdza się wyśmienicie. Słodkie, owocowe i... do góry nogami.
Ciasto sprawdziło się też jako tort urodzinowy. Było tak gorąco, że z góry skreśliłam wszystkie ciężkie kremy, masy itp. Chciałam czegoś prostego, słodkiego (ale nie za bardzo) i urodzinowego. A że forma ciasta jest taka, a nie inna.. nie musiałam się długo zastanawiać ;)

Ananasowe ciasto do góry nogami


Składniki:

Polewa:
55g miękkiego masła
160g drobnego brązowego cukru
1 średni ananas (lub 6 plasterków ananasa z puszki)

Ciasto:
195g mąki
2 łyżeczki proszku do pieczenia
¼ łyżeczki soli
110g miękkiego masła
200g drobnego cukru
1 łyżeczka ekstraktu z wanilii
2 żółtka
2 białka

Wykonanie:

Nagrzewam piekarnik do 180stopni.
Tortownicę o średnicy 23 cm smaruję masłem.

Polewa:
Do rondelka wrzucam masło i wsypuję cukier. Mieszam do połączenia składników. Zostawiam na gazie do momentu, gdy na brzegach pojawią się bąbelki, oznaczające, że cukier zaczyna się karmelizować. Zdjąć z ognia i przelać do przygotowanej tortownicy. Na tym układam plasterki ananasów. Uwaga – jeśli ananasy są z puszki, to trzeba je odsączyć (na przykład z pomocą ręczników papierowych) i posypać mąką. Jeśli mamy, w środku każdego plasterka układamy wiśnie kandyzowane.

Ciasto:
W dużej misce mieszam mąkę, proszek do pieczenia i sól. Do tego dodaję mleko.

W małej misce mikserem ubijam masło z cukrem, aż do uzyskania puszystej i kremowej masy. Dodaję ekstrakt waniliowy, a następnie żółtka jajek, jedno po drugim. Dodaję mąkę z mlekiem (na dwa razy).

W misce ubijam białka z odrobiną soli. Zaczynam od najniższych obrotów i kręcąc tylko w jedną stronę. Dodaję białka do ciasta i delikatnie mieszam – tak, aby ciasto nie straciło puszystości. Masę przelewam do tortownicy.

Piec 45 minut (do suchego patyczka)

Wyciągam i studzę około 10 minut (ciasto wtedy trochę niestety opada, na to jeszcze nie wymyśliłam sposobu). Jak ostygnie, to przekładam na duży talerz lub paterę.

Smacznego! :)


niedziela, 29 maja 2011

Placuszki z rambambarem





Uwielbiam rabarbar. Dla mnie jest równoznaczny z tym, że w końcu nadeszła wiosna. Jak tylko się pojawiał, mama robiła pyszne ciasto ucierane z rabarbarem. Pochłaniałam w tempie ekspresowym.  Lubię w rabarbarze to, że nie jest taki słodki. Jest lekko kwaskowy, przez co idealnie komponuje się ze słodkimi ciastami, nie przesładzając ich dodatkowo. Wracając z pracy, nie mając pomysłu na to, co zjeść na obiad, natknęłam się na rabarbar. Leżał i czekał. Zabrałam go ze sobą do domu i postanowiłam wykorzystać. Nie chciało mi się robić ciasta. Chciałam już, natychmiast, a pora była obiadowa. Po chwili namysłu postanowiłam zrobić nieco inną wersję placuszków pomarańczowych. Kto powiedział, że można je jeść tylko na śniadanie? ;)

Placuszki rabarbarowe (10 sztuk) 

Składniki:
2 jajka
150g maślanki (ewentualnie jogurtu)
100g mąki pszennej
1 płaska łyżeczka proszku do pieczenia
sok wyciśnięty z 1/2 pomarańczy
cukier puder do posypania/miód
1 laska rabarbaru

Przygotowanie:
Rabarbar najpierw kroję wzdłuż,  a następnie w poprzek - w ten sposób uzyskuję małe kawałki, pasujące idealnie do placuszków.
Oddzielam białka od żółtek, żółtka odstawiam, białka ubijam ze szczyptą soli, a następnie odstawiam. 
Żółtka miksuję z maślanką i sokiem pomarańczowym. Do tego dosypuję mąkę wymieszaną z proszkiem do pieczenia i delikatnie mieszam. 
Do całości dodaję delikatnie białka, tak, żeby masa nie straciła puszystości.

Smażę na patelni, na maśle (bo najładniej pachnie). Na jeden placuszek daję około 2 łyżek stołowych masy, smażę 1-2 minuty z każdej strony, do osiągnięcia złocistego koloru. Na patelni teflonowej można spokojnie smażyć bez tłuszczu - nic się nie przypala i nie przywiera, a my mamy poczucie, że jest nieco bardziej dietetycznie ;)
Posypujemy cukrem pudrem i jemy!

Smacznego!


czwartek, 26 maja 2011

Red velvet cake




Zbliżała się nie byle jaka okazja wkraczania Katarzyny w kolejny etap dorosłości. Podjęłam się zatem upieczenia tortu na imprezę niespodziankę, zaplanowaną przez nas w największej tajemnicy przed samą zainteresowaną. I choć łamało mi się serce dzień przed imprezą myśląc jak musi jej być przykro zacisnęłam zęby i postawiłam na niespodziankę. Kolejnego dnia parada z tortem przez kilka krakowskich uliczek, przyciąganie wieeeelu spojrzeń - czerwony tort i jeszcze na nim jakieś obce krzaczki?! 
Odpaliłyśmy świeczki, czekałyśmy jak na szpilkach i... niespodzianka się udała! Warto było :)


Sam tort robi się wyjątkowo łatwo. Jedyne wyzwanie to zdobycie barwnika, na szczęście to się udało dzięki pomocy mamusi. Bez barwnika wychodzi pysznie, choć nie tak efektownie. Można robić muffinki (wypróbowałam, bo po torcie zostało sporo kremu i chciałam go jakoś spożytkować). Przepis znaleziony u Dorotus (klik). Serek użyty do kremu to jest zwykły serek do smarowania pieczywa, lekko słony, ale tak ma być. Po połączeniu z cukrem pudrem smakuje świetnie. Cały tort jest tłuściutki i słodziutki. No ale takie chyba powinny być torty? ;-)


Red velvet cake

Składniki:
2 i pół szklanki mąki pszennej
1 szklanka cukru
1 łyżka kakao
1 łyżeczka soli
2 duże jajka
1 szklanka oleju słonecznikowego
1 szklanka maślanki
1 łyżeczka ekstraktu z wanilii
1 łyżka octu winnego
1 łyżeczka sody oczyszczonej
60 ml czerwonego barwnika w płynie

krem:
4 opakowania serka kremowego Philadelphia (1 opakowanie - 125g)
200g miękkiego masła
1-1.5 szklanki cukru pudru
2 łyżeczki ekstraktu z wanilii

Wykonanie:
Po pierwsze - tortownica. Moja miała średnicę 22cm. Ponieważ nie mam dwóch - przygotowane ciasto podzieliłam na dwie części i piekłam na dwa razy. Tortownica przygotowana = wyłożona papierem i wysmarowana masłem.

W mniejszej misce mieszam mąkę, kakao i sól. Dodaję cukier i mieszam.

W nieco większej misce lekko roztrzepuję jaja widelcem, dodaję olej, maślankę, ekstrakt z wanilii i na koniec... barwnik. Mieszam widelcem (nie mikserem! nie można "przemiksować ciasta").

czerwone!
Składniki suche przesypuję do składników mokre i, znów widelcem, mieszam do osiągnięcia gładkiej masy. Mieszamy w jednym kierunku - jak majonez ;-).

Jeżeli mamy jedną tortownicę to w tym momencie rozdzielamy ciasto na dwie równe części. Do szklanki wlewamy pół łyżki octu i dosypujemy pół łyżeczki sody. Jak się spieni to wlewamy do ciasta, mieszamy szybciutko, przelewamy do tortownicy i hop do piekarnika. Potem ten sam schemat powtarzamy z drugą częścią ciasta.

Piekę w temperaturze 180stopni przez około 30 minut - do suchego patyczka. 

Masa kremowa - wykonanie:
Masło z cukrem pudrem ucieram mikserem na jasną, gładką i puszystą masę. Cukier puder dosypuję stopniowo - nie wszystko na raz. Dodaję wanilię, serek i miksuję do osiągnięcia gładkiej masy. Warto włożyć masę na jakieś 45 minut do lodówki, tak aby nieco stężała. Łatwiej się wtedy rozsmarowuje.

Masę rozsmarowuję na chłodnym cieście. Można nałożyć duuuużo masy bo blaty są grubiutkie, więc warstwa masy musi być jakoś wyczuwalna ;)
Można wysmarować masą cały tort - boki i górę. Ja z tego zrezygnowałam, bo po masie ciężko by się pisało pisaczkami cukrowymi.

A dla Katarzyny raz jeszcze: Wszystkiego najlepszego!! :)



p.s. dzień później zrobiłam muffinki według tego przepisu. Zdjęcia wrzucam, przepis ten sam, tyle, że bez barwnika :)



niedziela, 22 maja 2011

sobota, 14 maja 2011

Babeczki mocno czekoladowe



Pierwsza partia była z wiśniami... w przepisie był podany dżem, ale ponieważ to nie były byle jakie babeczki, lecz babeczki urodzinowe, postanowiłam zrobić masę wiśniową jak do tortu szwarcwaldzkiego - pomysł trafiony w dziesiątkę - smakowały przepysznie! Niestety, przedwczoraj wiśni zabrakło, a babeczki chciałam koniecznie zrobić na słodkie zakończenie kolejnego maturalnego tygodnia dla naszej maturzystki :) Sięgnęłam zatem po pomarańcze. Są wilgotne, ale gubią się gdzieś pośród czekolady, może dodanie aromatu pomarańczowego by pomogło. Nie wpływa to jednak na smak: babeczki są wilgotne, mocno czekoladowe (warto sięgnąć po dobrą czekoladę), a przy tym niezwykle proste do zrobienia. Przepis znalazłam u Dorotus (klik), oczywiście nie obyło się bez moich małych innowacji ;). 

Babeczki mocno czekoladowe - z wiśnią lub pomarańczą
przepis na 12 babeczek

Składniki:
125g masła
100g gorzkiej czekolady (min. 60% kakao)
80g cukru
szczypta soli
2 duże jajka (roztrzepane)
150g mąki
1/2 łyżeczki proszku do pieczenia
1/2 łyżeczki sody oczyszczonej

masa wiśniowa:
150ml syropu z wiśni*
2 łyżki cukru
2 łyżki skrobii ziemniaczanej/kukurydzianej
1 łyżeczka ekstraktu z wanilii
50ml likieru wiśniowego
700g wiśni*

Polewa:
100g czekolady
100ml kremówki

Przygotowanie:

Masa wiśniowa: 
Wszystkie składniki mieszam w rondelku, podgrzewam i mieszam do zgęstenienia (konsystencja powinna przypominać kisiel). Na sam koniec dodaję wiśnie, delikatnie mieszam i odstawiam do wystygnięcia. 

Babeczki:

W rondelku rozpuszczam masło, pod koniec dodaję pokruszoną czekoladę. Podgrzewam mieszając, ściągam z palnika i mieszam do pełnego rozpuszczenia czekolady. Dodaję cukier, szczyptę soli, roztrzepane jajka i masę wiśniową. Mieszam do połączenia wszystkich składników. Następnie wsypuję mąkę z proszkiem do pieczenia i sodą. Znów mieszam :)

Muffinki wykładam papierowymi papilotkami i nakładam masę do wysokości papierka, albo nieco mniej. Piekę w temperaturze 180stopni przez 20-25 minut (z wiśniami piekłam 26, z pomarańczami 21minut ;) ). Wyciągam i zostawiam do ostudzenia.

I ostatni punkt programu: polewa:
w kąpieli wodnej rozpuszczam czekoladę i kremówkę i mieszam do gładkości. Gdy zgęstnieje ściągam z palnika i polewam nią babeczki.

Teraz pozostaje czekać aż polewa nieco stężeje i można jeść - choć znam takich amatorów, co wyjadali polewę prosto z rondelka ;)


* kupuję w lidlu wielki słoik z wiśniami pływającymi w soku. Jeden słoik spokojnie wystarcza na 12 babeczek.



Babeczki w wydaniu urodzinowym ;)


piątek, 13 maja 2011

Straight from England: Scones z szynką i pomidorami


Oficjalnie ogłaszam weekend. Dla mnie weekend rozpoczyna się wraz z zajęciami pilates w moim ulubionym klubie, gdzie zawsze czeka na mnie uśmiech, a potem sporo wysiłku. Ale po godzinie wygibasów czuję, że jestem wypoczęta i gotowa na nadchodzące dwa dni... wolnego? Nie, to nie są dni wolne. Lista zadań do wykonania nie kurczy się. Ale o poranku nie ściga mnie budzik. Wieczorem mogę posiedzieć dłużej bez obawy, że następnego dnia będę przysypiać. Czuję się jak wypuszczona z jakichś kratek i rygorów. Bo mogę robić nic i nikt nie może mi zarzucić, że robię nic. Przecież od tego jest weekend. I choć daleka jestem od planowania, że będę spała do 10 (bo i tak budzę się o 7), to sama świadomość, że nic nie muszę, jest dla mnie zupełnie wystarczająca :)

Dzisiaj w mojej kuchni coś na słono, znalezionego w książce kucharskiej prosto z Anglii, przywieziona przez kuzyna. Z Katarzyną szperałyśmy, oglądałyśmy, wypisywałyśmy, co nam się podoba. Aż nadszedł pewien abstynencki wieczór. I żeby chociaż mieć coś do bezalkoholowych soczków, postanowiłyśmy przygotować scones - banalnie łatwe w przygotowaniu. Jednomiskowe. Szybko się pieką. Pyszne.

Scones z szynką i pomidorami

Składniki:
225g mąki
1/2 łyżeczki proszku do pieczenia
łyżeczka musztardy
łyżeczka papryki
szczypta soli
25g masła
bazylia (najlepiej świeża)
50g suszonych pomidorów (dałyśmy więcej)
50g szynki (dałyśmy więcej)
90-120ml mleka

Przygotowanie:

Mąkę przesiewam do miski. Dodaję musztardę, paprykę i sól. Używając palców (trzeba przeżyć, że się pobrudzą ;) ) wgniatam margarynę dopóki konsystencja nie przypomina okruszków chleba. 

Dodaję bazylię, posiekane suszony pomidory i drobno pokrojoną szynkę. Wlewam taką ilość mleka, żeby wyszło miękkie ciasto. Ciasto nie może się ani rozpływać, ani być zbyt twarde.

Wykładam ciasto na lekko podsypany mąką blat, wałkuję na prostokąt o wymiarach 20x15cm. Następnie kroję na 12 kawałków, które wykładam na blachę wyłożoną papierem do pieczenia.
Smaruję scones mlekiem, posypuję papryką a następnie piekę 12-15minut w temperaturze 200stopni.
Chłodzę na kratce - jak się powiedzie, bo na ciepło też są smaczne.

Miłego weekendu :)

czwartek, 5 maja 2011

Bułeczki mleczne niczym Eyjafjallajokull



Dzisiaj bułeczki, które u mnie pojawiły się jeszcze przed Świętami, ale nadają się na każdą porę roku. Przyrządza się je bardzo łatwo, a smakują... pysznie. Moje zaczęły znikać jeszcze zanim ostygły i niektórzy poparzyli sobie na nich palce, ale jak najbardziej są tego warte. Miały wyglądać zupełnie inaczej niż te zamieszczone na zdjęciach. Miało nie być żadnych otworków, nic się miało nie wylać i kruszonka miała wyglądać nieco inaczej ;) ale... wyszło pysznie. Cztery trafiły do świeżo upieczonych somsiadów, którym chyba smakowały bo do tej pory nam mówią "cześć" ;)
Przepis wynaleziony w "Wielkiej księdze tradycji polskich.

Bułeczki mleczne - wulkaniczne

Składniki: (na 25 bułeczek, ja robiłam z połowy)
3 szklanki mąki tortowej
3 jajka
30g drożdży
1/2 szklanki cukru pudru
1/4 kostki masła
szklanka mleka
cukier waniliowy
szczypta soli
powidła (byle gęste)

Kruszonka:
1/2 szklanki mąki krupczatki
1/4 kostki masła
1/3 szklanki cukru pudru

Przygotowanie:

Z drożdży przygotowuję zaczyn, odstawiam w ciepłe miejsce. Białka ze szczyptą soli (oddzielone od żółtek) ubijam na sztywną pianę. 
Wyrośnięty zaczyn łączę cukrem pudrem, cukrem waniliowym, żółtkami i przesianą mąką i lekko wyrabiam. Gdy składniki się połączą dodaję letni tłuszcz i pianę z bianek. Teraz łączę wszystko delikatnie, żeby bułeczki nie straciły puszystości,  a następnie odstawiam do wyrośnięcia.

Kiedy ciasto podwoi objętość, wykładam je na stolnicę i formuję z niego wałek, które dzielę na równe części. Każdą z tych części należy lekko rozwałkować, na środek położyć łyżeczkę nadzienia, zlepić brzegi i położyć na blasze wyłożonej uprzednio papierem do pieczenia, zlepieniem do dołu. Odstawiam do wyrośnięcia.

Przygotowuję kruszonkę (mieszając wszystkie składniki), którą mocno schładzam. Posypuję nią bułeczki przed wsadzeniem do piekarnika.

Piekę 30 minut w teperaturze 160 stopni (lub nieco dłużej), tak aby były zrumienione i dobrze wyrośnięte.


wtorek, 3 maja 2011

Brzoskwinia... czekolada... muffiny!



Przepis sprzed baaardzo dawna :) Pewnej niedzieli zadzwonił mój telefon, że dwa małe Żuczki chcą nas odwiedzić. Przecież nie możemy nie mieć niczego słodkiego! Szybciutko zajrzałam do szafki pod oknem i znalazłam brzoskwinie w puszce. W szafce ze słodyczami odnalazłam gorzką czekoladę. Policzyłam ile mam czasu i ustaliłam, że czasu wystarczy tylko na muffiny, bo ciasto to już za dużo roboty. A poza tym muffiny mieszczą się w sam raz do małej rączki. Raz dwa i gdy małe Żuczki wpadły na inspekcję, muffinki już kończyły się piec. Przedpołudnie i popołudnie były więcej niż udane :))

Muffiny z brzoskwiniami i czekoladą

Składniki:
suche:
250g mąki
2 łyżeczki proszku do pieczenia
100 g cukru

mokre:
140ml śmietany (u mnie jogurt)
125ml oleju
2 jajka
łyżka miodu

kilka brzoskwiń z puszki, plus około 1/3 tabliczki gorzkiej czekolady.

Wykonanie:
Mieszam składniki sypkie w jednej misce, a w drugiej misce mokrej. Potem mieszam jedne z drugimi, a na koniec dodaję brzoskwinie i czekoladę.
Nakładam do foremek, posypuję każdą brązowym cukrem i piekę 20 minut w temperaturze 200 stopni.

Można jeść na ciepło i po wystygnięciu ;)



piątek, 22 kwietnia 2011

muffiny z dżemem malinowym



Na wszystkich blogach zapanowały Święta, a u mnie jeszcze tłoczą się zaległe zdjęcia i przepisy :) Muffiny można jeść przy każdej okazji więc może akurat ktoś wypróbuje. Dzisiaj (a u mnie chyba ze dwa tygodnie temu) muffiny z jabłkami i małą niespodzianką w postaci dżemu malinowego. Jest pysznie - foremki w kształcie kwiatuszków sprawdzają się więcej niż znakomicie - są w sam raz na porę, gdy wreszcie słońce postanowiło przestać chować się za chmurami ;)
Życzę Wam wesołych Świąt oczywiście, duuuużo wypoczynku i samych słonecznych dni.

Muffiny z jabłkami i dżemem malinowym (12 sztuk)

Składniki:
Suche:
250g mąki
125g cukru
2 łyżeczki proszku do pieczenia

Mokre:
140ml śmietany (ja daję jogurt naturalny)
125ml oleju roślinnego
1 łyżka miodu
2 jajka

nadzienie:
2 jabłka
dżem malinowy (po 1 łyżeczce na muffinkę)
+ cukier trzcinowy do posypania

Wykonanie:
W dużej misce mieszam suche składniki: mąkę, cukier i proszek do pieczenia. W drugiej misce mieszam składniki mokre: jajka, jogurt, miód i olej. Mieszam składniki suche z mokrymi i dodaję do tego jabłka. Mieszam szybko, niezbyt starannie - mogą zostać grudki.

Wypełniam foremki na muffiny mniej więcej do 2/3 wysokości, nakładam łyżeczkę dżemu, a następnie dokładam ciasta, tak, żeby foremka była pełna. Posypuję cukrem trzcinowym i piekę 20-25 minut w temperaturze 200 stopni.

piątek, 8 kwietnia 2011

Zaległy quiche



Przepis dla wszystkich, którzy muszą jakoś pozbyć się tego, co pasowałoby już zużyć - żeby nie trafiło do kosza. Przepis to kompozycja kilku przepisów na kruche ciasto znalezionych w czeluściach sieci plus moja fantazja na temat tego, co dołożyć:)
Lubię quiche... bo nie jest zbyt wymagający, bo stanowi ciekawe połączenie ciasta z takimi składnikami, jakich tylko zapragniemy. Może być kukurydza, groszek, szynka, kurczak, tuńczyk. A mogą być buraki.. i ser feta:)
I nawet nie musi być bardzo kalorycznie, bo śmietanę możemy zastąpić jogurtem, a mąkę pszenną - mąką razową.

Quiche z tuńczykiem, burakami i serem feta

Składniki:

ciasto:
200g mąki
80g masła
50g jogurtu
2 łyżki wody
sól i pieprz

nadzienie:
2 buraki
puszka tuńczyka
ser feta (3/4 opakowania sera favita)
sól, pieprz, czarnuszka

Sos:
150g jogurtu
3 jajka
przyprawy

Wykonanie:
Szybko zagniatam masło z mąką, dodając jogurt, na koniec dodaję wodę, jeżeli składniki nie chcą się połączyć. Formuję kulkę i wsadzam na godzinę do lodówki. Albo na 30 minut do zamrażarki :)

Buraki gotuję jakieś 40 minut - tak, żeby nie były całkiem miękkie, bo czeka je jeszcze pieczenie. W międzyczasie na pateli podsmażam trochę tuńczyka, a ser feta kroję w plasterki. Buraki ugotowane, ostudzone i obrane kroję w plasterki.

Ciasto rozwałkowuję i wykładam nim foremkę (mnie wyszło za mało ciasta na okrągłą formę więc wykorzystałam prostokątną i też było dobrze). Dziurkuję ciasto widelcem. Wsadzam do piekarnika nagrzanego do 200 stopni na jakieś 20 minut. W tak zwanym międzyczasie przygotowuję sos do zalania nadzienia, mieszając razem jogurt (lub śmietanę), jajka i przyprawy.

Po 20 minutach wyjmuję ciasto, na spód rozkładam tuńczyka, na tuńczyka buraki, na buraki ser feta. Wszystko polewam przygotowanym wcześniej sosem. Posypuję ziołami, czarnuszką i wsadzam do piekarnika na kolejne 20-25 minut.

Smacznego! :)



sobota, 2 kwietnia 2011

Placuszki na sobotnie śniadanie



Oczywiście nadają się nie tylko na sobotę, i nie tylko na śniadanie :) Postanowiłam je dziś przygotować, bo po raz pierwszy od nie pamiętam kiedy mam wolną sobotę - z niczym się nie spieszę, nie zrywam się z łóżka. Powoli dojrzewam do tego, żeby wygramolić się spod kołdry, zachęcana nieśmiałymi promieniami słońca. Myślę, że to będzie piękny dzień :)
Przepis wpadł mi w oko dawno temu, na blogu Liski, a dzisiaj, z okazji wolnego i wiosny za oknem postanowiłam go w końcu wykorzystać. W zanadrzu mam dla Was jeszcze jeden przepis, tym razem nie na słodko, zostawiam go jednak na później. Bo poranek to czas w sam raz na coś słodkiego :)

Miłego weekendu!

Placuszki pomarańczowe (10 sztuk) 

Składniki:
2 jajka
150g maślanki
100g mąki pszennej
1 płaska łyżeczka proszku do pieczenia
sok wyciśnięty z 1/2 pomarańczy
cukier puder do posypania/miód

Przygotowanie:
Oddzielam białka od żółtek, żółtka odstawiam, białka ubijam, a następnie odstawiam. 
Żółtka miksuję z maślanką i sokiem pomarańczowym. Do tego dosypuję mąkę wymieszaną z proszkiem do pieczenia i delikatnie mieszam. 
Do całości dodaję delikatnie białka, tak, żeby masa nie straciła puszystości.

Smażę na patelni, na maśle (bo najładniej pachnie). Na jeden placuszek daję około 2 łyżek stołowych masy, smażę 1-2 minuty z każdej strony, do osiągnięcia złocistego koloru.
Jemy z takimi dodatkami, na jakie akurat mamy ochotę.

Smacznego!


wtorek, 29 marca 2011

Muffiny inaczej

nowe foremki! :)


Uff.. nareszcie coś upiekłam :) Ostatnio czas chyba przyspieszył, w każdym razie ja w pewnym momencie poczułam się już zagubiona w czasoprzestrzeni. Tęskniłam za pieczeniem, ale nie pokusiłam się o uruchamianie piekarnika o 1 w nocy... choć może byłby to ciekawy pomysł ;)
Nadeszła jednak sobota, a wieczorem spotkanie z dziewczętami. Ponieważ przypadła mi odpowiedzialna rola gospodyni (a ostatnio to A. przygotowała pyszną wyżerkę), postanowiłam stanąć na wysokości zadania i przygotować coś pysznego, nie tylko paluszki ;) Padło na... muffinki z serem feta i czerwoną papryką. Przepis znalazłam tutaj (klik!), ale oczywiście wprowadziłam kilka modyfikacji.

Muffinki z serem feta i czerwoną papryką

Składniki (wyszło mi 13 muffinek):

1/2 dużej czerwonej papryki
2 małe cebule
2 ząbki czosnku
125g masła
2 jajka
200g sera feta
400g mąki
2 łyżeczki proszku do pieczenia
przyprawy: sól (1/2 łyżeczki, pieprz, papryka ostra, bazylia, oregano)

Wykonanie:

Cebulę, czosnek i paprykę podsmażam na patelni. Ser feta kroję w kostkę. Masło rozpuszczam w rondelku i zostawiam do ostygnięcia.

W dużej misce przygotowuję suche składniki: przesiewam  mąkę, dodaję proszek do pieczenia i przyprawy.


W drugiej misce mieszamy składniki mokre: roztrzepane jaja, mleko i ostudzone masło. 
Łączę składniki mokre z suchymi, dodaję podsmażone warzywa i ser feta. Mieszam szybko, niestarannie - mogą zostać grudki.


Nakładam masę do foremek na muffinki (nakładałam pełne, nie do 3/4 wysokości). Piekę 25 minut w temperaturze 200 stopni (na ostatnie 5 minut włączam termoobieg).

Jemy na zimno (teoretycznie, na ciepło też są pyszne ;) )

Smacznego!

Katarzyna poparzyła łapki ;)

kot też miał ochotę ;)

niedziela, 6 marca 2011

Tosty francuskie



Niedziela... Niestety, w moim przypadku planowanie długiego spania zdaje się na nic i już przed godziną 8 budzę się sama z siebie. Mój organizm daje mi chyba znać, że szkoda tracić taką piękną niedzielę na spanie ;) Doleżałam jednak do 9-tej, napawając się faktem, że po raz pierwszy w tym tygodniu nie muszę się zrywać z łóżka. Leżąc, zastanawiałam się nad śniadaniem: kiełbaski? a może omlet cesarski? Nieee... Tosty francuskie!
Proste, słodkie, leniwe - w sam raz na niedzielny poranek. Objadałam się nimi wraz  z Mamusią. 
Lubię takie niedziele.
I tylko jednej domowniczki brakło. Bo wyemigrowała. Do centrum ;)


Tosty francuskie z melonem (dla 2 osób)

Składniki:

4 kanapki chleba (dobrze, jeśli to jest lekko czerstwy chleb - tosty francuskie to wspaniała metoda recyklingu ;) )
1 jajko
mleko (100ml?)
cynamon
cienki plasterek masła

Dodatki do tostów:
4 łyżki jogurtu naturalnego
4 małe plasterki melona
miód

Wykonanie:
W głębokim talerzu miącham jajko z mlekiem, dosypuję cynamon. W tej mieszance moczę po kolei wszystkie kanapki.
W międzyczasie na patelni rozgrzewam masło. Na rozgrzane masło kładę tosty. Smażę 2-3 minuty z każdej strony, do zarumienienia.
Kładę tosty na talerzu  i dekoruję 1 łyżką jogurtu i 2 plasterkami melona. Wszystko to polewam odrobiną miodu. Gotowe :)

Smacznego!

 

piątek, 4 marca 2011

Kanelbullar



...czyli bułeczki cynamonowe. Pierwszy raz jadłam je pilnując maluszków w fińskiej rodzinie. Potem nie mogłam ich nigdzie znaleźć, dopóki nie trafiłam na blog Dorotus, i tam znalazłam je pod nazwą "norweskie bułeczki cynamonowe". Podobno oryginalnie pochodzą ze Szwecji, nie będę się jednak spierać bo nie o pochodzenie tutaj chodzi, lecz o zapach... Zapach cynamonu rozchodzący się po całym domu. Ukoi nawet najbardziej skołatane nerwy. W chwili gdy ma się ochotę położyć i schować pod poduszkę - kanelbullar jest idealna. Drożdżowa, więc nerwy zaczynają wychodzić już w momencie ugniatania ciasta. Potem  dochodzi zapach. Rosną niedługo, więc nie nadwyrężają cierpliwości. 
Jednym słowem - bułeczka idealna na wszelkie smutki.

Kanelbullar (przepis stąd: klik)

Składniki: (mnie wyszło 18 bułeczek)
600g mąki pszennej
70g cukru
pół łyżeczki soli
42g drożdży
100g masła
400ml mleka
2 jajka

Nadzienie:
90g rozpuszczonego masła
120g cukru
1.5 łyżeczki cynamonu

Wykonanie:
Zaczynam od przygotowania zaczynu: lekko podgrzewam 3 łyżki mleka, dosypuję pół łyżeczki cukru, rozcieram drożdże i odstawiam na 10 minut na kaloryfer albo w jego okolice.

W tym czasie do dużej miski wsypuję mąkę, cukier i sól.

Masło rozpuszczam, a następnie mieszam z mlekiem i roztrzepanymi jajkami.

Po wyrośnięciu dorzucam drożdże do dużej miski, przelewam mleko z masłem i mieszam (na początku drewnianą łyżką, a potem rękami, do momentu, gdy ciasto będzie gładkie i sprężyste - na pewno znacie doskonale zasadę, że trzeba gnieść, dopóki nie będzie samo odchodziło od rąk ;) ).
Przykrywam i odstawiam do wyrośnięcia na 25 minut.
Po tym czasie zabieram 1/3 ciasta i rozwałkowuję ją na prostokąt o wymiarach 33 x 24cm. Prostokąt umieszczam na blasze wyłożonej papierem do pieczenia. Pozostałe ciasto rozwałkowuję na prostokąt o wymiarach 50 x 25cm.

W międzyczasie rozpuszczam masło, dosypuję cukier, cynamon i mieszam. W ten sposób otrzymuję nadzienie, którym smaruję przygotowany prostokąt. Po rozsmarowaniu zwijam ciasto wzdłuż dłuższego boku - jak kiełbaskę ;)

Ostrym nożem kroję "kiełbaskę" na 2cm kawałki, które układam na spodzie ciasta. Dobrze jest rozłożyć je symetrycznie i zostawić im trochę miejsca na "napuszenie się". 


Odstawiam na kolejne 15 minut - do napuszenia ;)

Piekę 20-25minut w temperaturze 230stopni.

Najpyszniejsze jeszcze ciepłe :)

Miłego weekendu!